Wszystko zaczęło się od telefonu.
Telefonu do pewnego blockbustera, w którym Reed Hastings (ten od Netflixa) wypożyczył film Apollo 13 – no i kompletnie zapomniał o tym, aby oddać go w terminie. Mało tego, nie oddał go nawet W OKOLICACH ustalonej daty zwrotu.
Jeśli mam być szczera to facet spóźnił się o jakieś 40 dolarów – tyle wyniosła kara za przetrzymanie filmu… Chociaż słowo „kara” nie jest w tym przypadku odpowiednia, bo od tej dużej opłaty – i wkurzenia na bezsensowne koszty w wypożyczalniach – zaczęła się historia Netflixa.
Tak wygląda oficjalna wersja. Nieoficjalną przeczytasz w książce Marca Randolpha Netflix. To się nigdy nie uda. Dziś opowiem Ci trochę o tym, czego możesz się z niej nauczyć o zakładaniu (i prowadzeniu) firmy.
Przeczytaj, a zrozumiesz lepiej:
- czego możesz nauczyć się z porażek,
- kogo trzymać w zasięgu ręki, jeśli chcesz odnieść sukces,
- bez kogo Netflix mógłby wkurzać powolnym „ładowaniem” filmów…
- …i dlaczego stwór doktora Frankensteina musiał czekać na swój odpowiedni moment.
Lekcja nr 1: PRÓBUJ
Zacznę od tego, że powstanie Netflixa w rzeczywistości miało niewiele wspólnego z zaległymi opłatami. Owszem, było wkurzenie, ale nie towarzyszyła mu ta mityczna chwila objawienia, którą znamy z większości start-upowych historii prosto z Doliny Krzemowej… Szczerze mówiąc, Marc Randolph i Reed Hastings nie „zaliczyli” nawet zwykłego (ale jakże romantycznego!) wspólnego dopieszczania pomysłów po nocach gdzieś w garażu u rodziców.
W rzeczywistości twórcy Netflixa po prostu PRÓBOWALI.
Każdego dnia.
W drodze do pracy.
Podczas przerw obiadowych.
Nieustannie dzielili się pomysłami na nową firmę, weryfikowali je, opracowywali plany, szukali inwestorów – i nie poddawali się mimo porażek. Bo widzisz, za każdym świetnym pomysłem na biznes stoją tysiące tych beznadziejnych.
„[…] każdy, kto miał jakieś marzenie, przeszedł to samo, prawda? Obudził się pewnego ranka z genialnym pomysłem, który zmieni oblicze świata! Popędził na dół i opowiedział o nim partnerowi. Wyjaśnił dzieciom. Skonsultował z wykładowcą. Albo wpadł do gabinetu szefa, żeby wszystko mu przedstawić.
I co usłyszał?
To się nie uda”.
Jeśli więc akurat złożyło się, że pracujesz nad nową firmą, projektem albo po prostu chcesz zmienić coś w swoim życiu i z jakiś powodów każdy z Twoich pomysłów nie wypala – pomyśl, że zanim jedna z największych wirtualnych wypożyczalni na świecie ujrzała światło dzienne, jej twórcy poważnie myśleli między innymi o produkcji personalizowanych szamponów i kijów bejsbolowych.
I każdy z tych pomysłów został wyśmiany.
Ale gdyby nie te porażki nie mielibyśmy pewnie Netflixa. Zwłaszcza, że – poza nimi – Marc Randolph i Reed Hastings mogli uczyć się również od swoich ludzi… A ci byli po prostu wybitni.
O właśnie. Porozmawiajmy o nich.
Lekcja nr 2: NIE OSZCZĘDZAJ NA ZESPOLE
Twórcy Netflixa wiedzieli doskonale, że świetny pomysł to nie wszystko, a – zupełnie jak stwór doktora Frankensteina – każda idea potrzebuje ludzi, którzy ją ożywią. Najlepiej takich, którzy są ekspertami w swojej dziedzinie i przy okazji też świetnymi osobami.
Tacy ludzie są warci KAŻDYCH pieniędzy i KAŻDEGO zachodu. Dlaczego?
Bo widzisz, oni po prostu są na rynku rzadkością. A kiedy już pozyskasz ich do swojego zespołu, w firmie zaczną dziać się cuda… Ale pozwól, że w temacie rekrutacji takich talentów oddam głos autorowi naszej dzisiejszej obowiązkowej lektury:
„W Dolinie Krzemowej talent techniczny to rzadkie dobro, a nieznana, dopiero rozwijająca się firma nie przyciąga najlepszych pracowników. Jednak Reed […] miał siłę przekonywania. W ciągu kilku tygodni zdołał skontaktować nas z jednym z głównych graczy przyszłego zespołu z początków działania Netflixa, ekscentrycznego i i składającego się w dużej mierze z obcokrajowców: Erikiem Meyerem […]. Wiedziałem, że nie będzie łatwo przekonać takiego utalentowanego (i dobrze opłacanego) programistę jak Eric, żeby dołączył do naszego raczkującego zespołu. Dlatego gdy tylko dostałem jego numer, od razu się za to zabrałem”.
A co z obiecanymi cudami?
Zajrzałam ostatnio na profil Erica Meyera na LinkedIn. Okazuje się, że jego wkład w rozwój Netflixa był olbrzymi i obejmował między innymi rozbudowę biblioteki RxJava, która pozwala na bardzo proste przetwarzanie dużych zbiorów danych. Mówiąc najprościej – bez tego człowieka Netflix w pierwszych latach działalności mógłby wkurzać powolnym „ładowaniem” filmów i irytująco częstymi błędami.
Czyli było warto.
Ale wróćmy jeszcze na chwilę do doktora Frankensteina.
Lekcja nr 3: WYCZUJ ODPOWIEDNI MOMENT
Pamiętasz, że bohater powieści Mary Shelley po stworzeniu swojego „dziecka” czekał na odpowiednie warunki pogodowe?
Tylko burza mogła ożywić jego „projekt” – gdyby doktor podjął swoje próby wcześniej, albo później, cała jego praca poszłaby na marne. Tak samo było z Netflixem – i tak samo będzie z Twoją firmą, jeśli wystartujesz zbyt wcześnie. Ale po kolei.
Marc Randolph w swojej książce pisze o tym, jak szybko wspólnie z Reedem Hastingsem przeszli z fazy „hej, zróbmy biznes!” do fazy „hej, zrobiliśmy biznes!”. Ale – poza świetnym pomysłem, wytrwałością i zespołem marzeń – sprzyjał im też czas, w którym zabrali się do pracy.
Jak to wyglądało w praktyce?
Po raz kolejny oddajmy głos autorowi:
„Możecie odnieść wrażenie, że wszystko działo się szybko. I tak było – w ciągu kilku tygodni udało nam się przejść od mglistych pomysłów do w miarę spójnego planu na dalsze działania. Ale właśnie tak wyglądała Dolina Krzemowa w latach dziewięćdziesiątych – każdy pędził.
W latach osiemdziesiątych wcale nie działało się wolniej – nie do końca. Jednak progres narastał bardziej stopniowo. To była kultura oparta na inżynierstwie, więc wszystko rozwijało się z taką prędkością, z jaką dało się coś zbudować. […] Zmiany następowały logicznie, zgodnie z planem”.
Mówiąc najprościej – gdyby Marc Randolph i Reed Hastings zaczęli pracę nad Netflixem nieco wcześniej, albo później, to być może ich „dziecko” wyglądałoby dziś zupełnie inaczej. Mało tego! Istnieje ryzyko, że zostaliby wyprzedzeni przez kogoś, kto „wstrzelił się” w lepszy moment, a my nigdy nie poznalibyśmy Stranger Things, Black Mirror ani House of Cards... I wiem, że nie tęskni się za czymś, czego się nie zna, ale jednak na samą myśl odczuwam jakiś dziwny niepokój.
Rozumiesz, o co mi chodzi, prawda?
Zatem sięgnij po Netflix. To się nigdy nie uda i dopisz swoje własne lekcje, które wyniesiesz z lektury… A w międzyczasie pomyśl o swojej kiełkującej wizji na nowy biznes (albo rozwój tego, który już działa) i zastanów się, kiedy możesz wdrożyć opisane tu lekcje u siebie.
Bo tego, że W OGÓLE powinieneś je wdrożyć jesteś już przecież pewien, prawda?
Jeśli potrzebujesz potwierdzenia, zajrzyj jeszcze do rad, jakie daje wielka czwórka: Amazon, Apple, Facebook i Google.
Marc Randolph – o autorze
Marc Randolph jest współzałożycielem Netflixa, był też jego pierwszym dyrektorem generalnym, producentem wykonawczym serwisu internetowego oraz członkiem zarządu. Oprócz tego założył samodzielnie albo we współpracy kilka innych odnoszących sukcesy start-upów, służył za mentora początkującym przedsiębiorcom, a także zainwestował w liczne udane przedsięwzięcia technologiczne.
Chcesz wejść na wyższy poziom? Pobierz listę 52 książek biznesowych
na 52 tygodnie roku
Co zyskasz:
- spokój – przestaniesz się zastanawiać, co czytać,
- prestiż – dołączysz do przedsiębiorców, którzy chcą rozwijać swój biznes,
- pewność – znajdziesz w tych książkach porady, które można wykorzystać w polskich realiach małej firmy, a nie w oderwanych od rzeczywistości światowych korporacjach.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Paulina Pietrzak-Jaworska
Specjalistka w dziedzinie content marketingu i mediów społecznościowych, która w "wolnej chwili" znajduje jeszcze czas na projektowanie graficzne i tłumaczenia. Pasjonuje się podróżami, językami obcymi i ogrodnictwem. Czasem lubi pobiegać lub zmalować coś fajnego (dosłownie i w przenośni).