Marketing Inspiracje

Jak marki reagują na koronawirusa?

Paulina Pietrzak-Jaworska

Kojarzysz kreskówki Looney Tunes?

To ci od Królika Bugsa, Kaczora Daffy’ego i Kota Sylwestra… I ostatnio mam wrażenie, że szalejąca pandemia przedefiniowuje naszą rzeczywistość w tempie, którego nie powstydziłby się Struś Pędziwiatr.

Podobnie jak kreskówkowy nielot, koronawirus też wywołuje przy okazji spore zamieszanie – robi to wszędzie, gdzie się pojawi, nie oszczędzając praktycznie nikogo… A kryzys gospodarczy, narodowa kwarantanna i masowo odwoływane wydarzenia to tylko wierzchołek tej imponującej góry lodowej.

Cień koronawirusa padł również na dotychczas bezpieczny i starannie rozplanowany świat marketingu, zmuszając marki do tego, aby zapomnieć o tegorocznych strategiach komunikacyjnych i pobawić się w improwizację. Specjalnie dla Ciebie zebrałam w jednym miejscu kilka jej najciekawszych – moim zdaniem – przykładów.

Przeczytaj, a dowiesz się:

  • jak Adidas „kupił” nowych klientów za 30 zł miesięcznie,
  • po co Apple śledzi ludzi aż w 63 krajach na całym świecie i...
  • … jak najszybciej (i prawie za darmo!) dostać się z Polski do Singapuru.


Adidas – wirtualne treningi prosto z Singapuru

Domowa kwarantanna sprawia, że większość z nas czuje się nieco – jakby to ładnie ująć – „większa” w porównaniu do fit czasów sprzed koronawirusa. I w sumie nic dziwnego, przecież zamknięte siłownie i zakazy wokół nas sprawiają, że ruchu w naszym życiu jest ostatnio jakby mniej… w przeciwieństwie do ilości jedzenia, które pochłaniamy w ponadprogramowych ilościach (tak, Dalgona Coffee z Instagrama też się liczy).

Na szczęście na ratunek naszym oponkom i obwisłym ramionom przyszedł singapurski oddział firmy Adidas.

Jego aplikacja o wdzięcznej i wiele mówiącej nazwie „Adidas Training by Runtastic” znana jest większości miłośników aktywnego trybu życia i 3 pasków na nogawkach. Niewtajemniczonym zdradzę, że to prawdziwy kombajn do wdrażania zdrowego trybu życia – z gotowymi planami treningowymi, poradnikiem dietetycznym i innymi bajerami, które w kilka miesięcy mogą zamienić Cię w sobowtóra Chodakowskiej. Ale wróćmy do tematu.

Dotychczas aplikacja była płatna – jakieś 30 zł miesięcznego abonamentu za kilka dodatkowych funkcji premium stanowiło dla niektórych barierę nie do przeskoczenia. Do czasu, aż z okazji kwarantanny firma Adidas zdecydowała się na zniesienie opłat i udostępnienie aplikacji każdemu, kto zdecydował się trzymać formę w domu. I to był strzał w dziesiątkę.

Bo widzisz, poza standardowymi opcjami w aplikacji pojawiło się też kilka nowych funkcjonalności, które sprawiły, że we własnym domu możesz poczuć się jak na siłowni – m.in. sesje treningowe na żywo, wykłady i… uwaga… streamingi popularnych didżejów. Wygląda na to, że muzyka na żywo może mieć wpływ na ilość spalanych kalorii – a jeśli nie na to, to przynajmniej na ilość pobrań.

W tej chwili (30 kwietnia) aplikacja w samym tylko Google Play ma już ponad 10 milionów (!) użytkowników. Zakładam więc, że nowa strategia komunikacyjna na czas wirusa bardzo się opłaciła – nawet jeśli przyjmiemy, że po powrocie do opłat część aktualnych użytkowników miałaby zrezygnować z subskrypcji.

Apple – kontrowersyjna pomoc

Nieco inaczej – i zdecydowanie mniej „sprzedażowo” – do tematu szalejącego kryzysu podeszła firma Apple.

Gigant technologiczny z jabłkiem w logo zdecydował się przekierować swoje moce przerobowe na pomoc służbom publicznym. Trochę wbrew swoim dotychczasowym zasadom (o których pisałam już przy okazji recenzji książki Wielka czwórka) – bo udostępnił dane pozyskane z Apple Maps – ale podobno cel uświęca środki. Wróćmy jednak do tematu.

15 kwietnia w sieci gruchnęła informacja o tym, że twórcy iPhone’a, iPoda i pozostałych obiektów hipsterskiego kultu zaczynających się na literę „i” postanowili podzielić się ze światem danymi na temat ruchu ulicznego podczas kwarantanny. Oczywiście, w dobrej wierze, bo chodziło o to, aby służby publiczne – ze służbą zdrowia na czele – miały dostęp do informacji na temat możliwych zbiorowisk, które mogą przekształcić się w ogniska wirusa.

Dane dotyczyły aż 63 krajów i mimo że ich udostępnienie było kwestią – delikatnie mówiąc – kontrowersyjną (nie oszukujmy się, hasło „udostępnianie danych” nie kojarzy się dobrze), to jednak ociepliło trochę wizerunek firmy. Aż chce się powiedzieć, że nietypowe czasy, w których przyszło nam funkcjonować, wymagają równie nietypowych rozwiązań komunikacyjnych.

A skoro wspomniałam już o nietypowych rozwiązaniach komunikacyjnych...

William Grant & Sons – pierwszy wirtualny bar na świecie?

Znasz bar o nazwie „William Grant & Sons”?

Jeśli nie, to koniecznie musisz nadrobić zaległości, bo na czas szalejącej pandemii miejsce przeniosło się z Singapuru do… online. I całkiem dobrze sobie tam radzi.

Bar funkcjonuje na zasadzie spotkań przez Zooma – internetowy komunikator, którego do pracy zdalnej używa już praktycznie cały świat. Tylko że w tym przypadku nie ma on nic wspólnego z pracą ;)

Jego działalność (baru, nie Zooma) opiera się na internetowych koncertach na żywo, gościnnych pokazach barmańskich mistrzów i spotkaniach z ambasadorami znanych marek alkoholowych. Oczywiście, można też zamówić wirtualne drinki – do odbioru po kwarantannie – a zyski z ich sprzedaży pomagają właścicielom w przetrwaniu gospodarczej zawieruchy. Projekt jest więc nie tylko sukcesem wizerunkowym, ale też sprzedażowym… Jeśli chcesz sprawdzić, jak całość wygląda na żywo, stań w wirtualnej kolejce i zapisz się na spotkanie tutaj.

Podsumowując, szalejąca zawierucha gospodarcza to ogromny sprawdzian dla marek na całym świecie – sprawdzian z pomysłowości, kompetencji przywódczych, ducha zdrowej rywalizacji… Ale na szczęście nie musisz mieć budżetu Adidasa ani wizerunku Apple, aby zdać go na piątkę z plusem, wystarczy Ci po prostu odrobina kreatywności...

… Albo szybka przeprowadzka do Singapuru – bo mam nieodparte wrażenie, że staje się on powoli światową stolicą nietypowych pomysłów.

Pobierz DARMOWY (0 zł) PORADNIK:

„100 pomysłów na duży rozgłos
bez wydawania dużych pieniędzy”



Znajdziesz w nim m.in. odpowiedzi na pytania:

  • Tanio, łatwo czy szybko? Czym najłatwiej zrazić do siebie klientów? Odpowiedź Cię zdziwi
  • Co działa na klientów znacznie lepiej niż rabaty? (strona 3)
  • Jak raz na zawsze zmniejszyć do zera liczbę klientów niezadowolonych z Twoich produktów? (strona 4)
  • Kiedy warto przyznać rację awanturującemu się klientowi (nawet gdy to on się myli), by zdobyć dzięki temu więcej nowych klientów? (strona 6)

100pom-form

Pobierając materiały, wyrażam zgodę na otrzymywanie newslettera i informacji handlowych od Coraz Lepszej Firmy.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Paulina Pietrzak-Jaworska

Specjalistka w dziedzinie content marketingu i mediów społecznościowych, która w "wolnej chwili" znajduje jeszcze czas na projektowanie graficzne i tłumaczenia. Pasjonuje się podróżami, językami obcymi i ogrodnictwem. Czasem lubi pobiegać lub zmalować coś fajnego (dosłownie i w przenośni).