Wywiady Inspiracje

„Większe pieniądze nie prowadzą do znacząco większego szczęścia” – wywiad z Agnieszką Bott-Alamą

Maciej Wojtas
aba_wywiad

Co powinien robić przedsiębiorca, żeby jak najlepiej pomóc własnemu szczęściu? Czy prawdą jest, że to, co nas nie zabije, to nas wzmocni? I czy burza mózgów może przynieść więcej szkody niż pożytku? Na te i inne pytania odpowiada dziś Agnieszka Bott-Alama, nasz Coraz Lepszy Ekspert Rozwoju Talentów.

Przeczytaj, a zrozumiesz lepiej:

  • co przedsiębiorcom najbardziej przeszkadza w osiągnięciu szczęścia,
  • ile pieniędzy trzeba mieć, żeby poczuć ich szczęściodajną moc,
  • co powinien robić przedsiębiorca, żeby jak najlepiej pomóc własnemu szczęściu,
  • kiedy burza mózgów przynosi więcej szkody niż pożytku,
  • jak zarazić kreatywnością swoich pracowników.


Zacznę moim ulubionym pytaniem: kim byłaś kiedyś, kim jesteś teraz i kim chcesz być w przyszłości?

Jak powiedział Oskar Wilde: „Bądź sobą. Wszyscy inni są już zajęci”.

Otóż, myślę, że zawsze byłam sobą – osobą autentyczną, szczerą i otwartą, wewnętrznie nastawioną na rozwój w kierunku, który w danym czasie mnie fascynował.

Nawet kiedy nie znałam koncepcji rozwoju bazującego na mocnych stronach, z perspektywy czasu stwierdzam, że od dziecka działałam zgodnie z nią. Jak coś mnie pociągało i wychodziło mi bardzo dobrze, szłam w to całą sobą.

Tak samo działałam dużo później, kiedy zarządzałam zespołem. Wspólnie analizowałyśmy, kto w czym jest bardzo dobry, co najlepiej wychodzi i na co ma „apetyt”, i to było wcielane w życie. Potem to moje podejście potwierdziło się w moich wynikach badania Gallupa – talent tzw. Maksymalisty dokładnie tak działa.

Teraz nadal jestem przede wszystkim sobą, tylko że moja świadomość siebie znacząco wzrosła. Już nie działam tak instynktownie. Wiem, czego potrzebuję, co dodaje mi energii, co mnie uszczęśliwia i zgodnie z tym staram się funkcjonować na co dzień.

Spełniam swoje marzenia prywatne o byciu blisko z innymi jako żona, mama, przyjaciółka i dobry duch dla – mam nadzieję – wielu osób. Aktualnie w pełni realizuję się także zawodowo, pracując z przedsiębiorcami jako Ekspert Rozwoju Talentów w Coraz Lepszej Firmie.

Chcę dalej iść tą drogą, gdyż teraz, po czterdziestce, czuję, że dziś mam to wszystko, do czego przez lata aktywnie dążyłam. Ta droga dla mnie to stawanie się CORAZ LEPSZĄ w odgrywanych przez mnie życiowych rolach.

Jest takie powiedzenie, że szczęściu trzeba pomóc. Co powinien robić przedsiębiorca, żeby jak najlepiej pomóc własnemu szczęściu, a czego powinien się wystrzegać?

Jak pokazują wyniki badań naukowych, szczęście w 40% zależy od naszej intencjonalnej aktywności (50% mamy w genach, a 10% to warunki życia). Genów nie zmienimy, warto więc zadbać o te 40%, na które mamy wpływ.

Według profesora psychologii Martina Seligmana, który uważany jest za pioniera psychologii pozytywnej zajmującej się takimi aspektami życia jak satysfakcja, zdrowie, szczęście – na pełne i prawdziwe szczęście składają się takie elementy jak:

  • pozytywne emocje,
  • posiadanie sensu i celu w życiu,
  • satysfakcjonujące relacje z ludźmi,
  • osiągnięcia życiowe,
  • zaangażowanie w to, co lubimy robić,
  • oraz pasja.

Warto, żeby przedsiębiorca, który chce być szczęśliwy, zadbał o te obszary swojego życia, docenił to, co ma, i wyraził za to wdzięczność, a także raz na zawsze porzucił myślenie: „będę szczęśliwy, jeśli zdarzy się to i to”. Warto, żeby źródłem naszego szczęścia była droga, którą już dzisiaj podążamy.

Odnośnie do różnych życiowych zdarzeń: czy prawdą jest, że to, co nas nie zabije, to nas wzmocni? Czy wręcz przeciwnie: co nas nie zabije, to nas porządnie osłabi i sponiewiera?

Nie jestem zwolenniczką intencjonalnego poddawania nas najcięższym próbom. Powiedzenie: „co nas nie zabije, to nas wzmocni”, jest szeroko powtarzanym nieprawdziwym przekonaniem społecznym.

Zgadzam się z Jackiem Walkiewiczem, że „co nie zabije, to nie zabije, wcale nie musi wzmacniać. Potrafi sponiewierać i zostać na całe życie”. Dlatego jeśli czujemy, że nas to dotyczy, warto skorzystać z pomocy.

Załóżmy więc, że walcząc z typowymi przeciwnościami losu, coś osiągnąłem. Mówię wtedy: „miałem szczęście, udało mi się”. Czy to prawidłowa postawa, zwłaszcza wśród przedsiębiorców? Czy nie oznacza ona, że nie kontrolujemy różnych obszarów swojego życia, tylko zdajemy się na to, co przyniesie los?

W języku angielskim występują wyrazy: „luck” i „happiness”. Oba są tłumaczone na język polski jako ‘szczęście’. Stąd ten galimatias. Super, jeśli sprzyjają nam okoliczności, tylko że warunki życia wyjaśniają nasze poczucie szczęścia zaledwie w 10%.

Dlaczego tak się dzieje?

Ponieważ się do nich dość szybko przyzwyczajamy – taka jest nasza ludzka natura. Przedsiębiorcy to moim zdaniem najbardziej sprawcza grupa. Wiedzą, że od nich bardzo dużo zależy.

To, że mówią: „miałem/miałam szczęście”, nie oznacza, że rezygnują z działania. Wiedzą, że los sprzyja aktywnym. Pracując z przedsiębiorcami w Osobistym Kompasie Rozwoju, jestem pod wrażeniem ich poczucia odpowiedzialności.

Myślę, że często problemem przedsiębiorców jest to, że:

  • za dużo na siebie biorą,
  • za mało usamodzielniają swoje zespoły,
  • za mało automatyzują procesy,

innymi słowy: za bardzo uzależniają firmę od siebie.

I właśnie to bywa źródłem zmęczenia, chronicznego stresu, niewyspania, działania trochę jak w kołowrotku, a to oczywiście odbiera siły i radość życia, że o szczęściu nie wspomnę.

Powiedzmy, że chcę swoim postanowieniem noworocznym uczynić hasło: „w tym roku będę szczęśliwy”. Czy tak ogólne postawienie sprawy ma sens? Czy nie lepiej rozbić to nasze szczęście na konkretne zadania? Na takie małe szczęścia, jak w tej piosence:

Póki radość jest w nas
Słońca dłoń gładzi twarz
Warto żyć
Warto śnić
Warto być

Póki wciąż śpiewa ptak
Rzeka ma źródła smak
Warto śmiać
Cieszyć się
Warto kochać

Gdzieś w każdym z nas
Jest dziecka ślad
Małe szczęścia i ich smak

„W tym roku będę szczęśliwy” zamieniłabym na: „W tym roku podejmę działania, które podniosą moje poczucie szczęśliwości”, i popracowałabym nad konkretyzacją tego zamierzenia, czyli jakie to będą działania, kiedy się będą działy, kogo w to zaangażuję, po czym poznam ich efekty itp.

Żeby sobie na te pytania odpowiedzieć, najpierw trzeba odpowiedzieć na szereg innych pytań, na przykład:

  • czego najbardziej potrzebuję,
  • co konkretnie mnie uszczęśliwia,
  • w jakich chwilach w przeszłości czułem/czułam szczęście,
  • czego najbardziej mi brakuje w tym momencie życia.

Tekst utworu wskazuje na pewne elementy, które wpływają na nasze poczucie szczęścia: przyjemne emocje, relacje z innymi, nasz sposób postrzegania świata i nasze podejście. Piosenka mówi: „w każdym z nas jest dziecka ślad”. Warto ten ślad w sobie pielęgnować, gdyż właśnie podejście dziecka, czyli:

  • przeżywanie i okazywanie emocji,
  • cieszenie się z małych rzeczy,
  • zauważanie cudów przyrody,
  • ufność,
  • bycie w teraźniejszości,
  • zatracanie się w zabawie,

- niewątpliwie sprzyja poczuciu szczęścia.

A potem, z czasem, z tych dzieci wyrastają przedsiębiorcy. Co wówczas najbardziej przeszkadza im w osiągnięciu szczęścia? Wygórowane oczekiwania? Przeszkody natury biurokratycznej? Niepewność jutra?

Zamieniłabym osiągnięcie szczęścia na poczucie szczęścia. Bo właśnie bardzo wielu przedsiębiorców dąży do osiągnięć – talent Gallupa „Osiąganie” niezwykle często występuje wśród top 5 talentów przedsiębiorców – a osiągnięcia to tylko jedna z cegiełek szczęścia.

Ta cegiełka będzie budowała nasze poczucie szczęścia tylko pod tym warunkiem, że osiągnięcia się zauważa, docenia i dostrzega własne sprawstwo – co też nie jest łatwe, gdyż wielu z nas uczonych było deprecjonowania własnych osiągnięć, czyli mówienia: „no, jakoś mi się udało”.

Poczucie szczęścia zależy w dużej mierze od nas, od naszej postawy, sposobu myślenia i działania. Warunki do prowadzenia działalności mamy, jakie mamy, dotyczą one nas wszystkich. I w tych samych warunkach jedni odczuwają radość życia, a innym ciągle czegoś brakuje, żeby móc powiedzieć: „Czuję się dzisiaj szczęśliwy. Odczuwam satysfakcję z mojego życia”.

Tym wszystkim, którzy czytają dzieciom lub z dziećmi, polecam książkę Leo Bormansa pt. „Szczęście. Opowiastki dla dzieci”. Pokazuje ona na przykładach ptaków zachowania prowadzące do szczęścia:

  • umiejętność określania własnych celów,
  • wchodzenie w relacje,
  • bycie otwartym i nadawanie sensu zjawiskom wokół,
  • uważność,
  • docenianie świata,
  • autentyczność, czyli bycie sobą,
  • dzielenie się,
  • okazywanie emocji,
  • dbanie o zdrowie,
  • chęć uczenia się
  • i mierzenie się z przeciwnościami.
No a pieniądze? Czy one naprawdę dają szczęście? Jeśli tak, to ile najmniej trzeba ich mieć, żeby realnie poczuć ich szczęściodajną moc?

Pieniądze szczęścia nie dają. Profesor Sonja Lyubomirsky, która pracuje na wydziale psychologii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside i od wielu lat naukowo bada szczęście, podkreśla, że wiele osób uważa, że większe pieniądze dałyby im szczęście. Jednak jest to prawdziwe tylko w przypadku osób, które żyją poniżej progu ubóstwa, które potrzebują większych pieniędzy na zaspokojenie podstawowych potrzeb. W innych sytuacjach większe pieniądze nie prowadzą do znacząco większego szczęścia. Ludzie szybko się przyzwyczajają do wyższego standardu życia.

Z drugiej jednak strony, badania profesor Lyubomirsky pokazują, że to właśnie poczucie szczęścia może dawać w przyszłości wyższe dochody, gdyż ludzie szczęśliwi czują się kompetentni, stawiają sobie ambitne cele, oczekują sukcesu i częściej korzystają ze wsparcia innych.

Tak więc to działa, jednak w drugą stronę.

Zmieńmy na chwilę temat. Prowadzisz zajęcia z technik pobudzania kreatywności. Moje pytanie jest takie: kiedy burza mózgów przynosi więcej szkody niż pożytku?

Przede wszystkim burze mózgów nie mają sensu, jeśli nie prowadzą do zmian w firmie. Czyli np. podczas wyjazdu integracyjnego robimy burzę mózgów, zbieramy pomysły i na tym się kończy.

Nie ma żadnego sensu robienia burzy mózgów w sytuacji braku intencji przekazania uczestnikom informacji zwrotnej, co zadziało się z ich pomysłami, które pomysły zostaną rozwinięte lub wdrożone. To nic odkrywczego, że ludzie chcą widzieć efekty swojej pracy.

Więcej szkody niż pożytku przynoszą także sytuacje, kiedy zespołowa burza mózgów jest nieprawidłowo przeprowadzona, na przykład:

  • pomysły są omawiane na forum (a czasami nawet krytykowane i odrzucane) w trakcie ich zbierania,
  • nierespektowane są zasady dobrej komunikacji, bo nikt ich nie pilnuje (np. grupa nie słucha się wzajemnie, tylko przekrzykuje),
  • grupa jest zdominowana przez jedną lub dwie osoby, a reszta uczestników stoi w przysłowiowym kącie, pojawiają się konflikty.

Ojej, już nie chcę dalej sobie wyobrażać…

Nie muszę mówić, jak to wpływa na kreatywność zespołu. Takie sytuacje prowadzą do tego, że jak pracownicy słyszą o nadchodzącej burzy mózgów, to chcą uciekać.

Faktycznie, koszmar… Jak zatem powinna wyglądać modelowa burza mózgów w firmie?

Zakładając, że chcemy zebrać pomysły i uważamy, że burza mózgów będzie najlepszą metodą – czyli że temat umożliwia wygenerowanie dużej liczby pomysłów – przede wszystkim warto się zastanowić, czy zastosować burzę mózgów ustną czy pisemną.

Ta druga jest możliwa do realizacji przy skorzystaniu na przykład z metody 6-3-5: w każdym z 6 etapów każdy uczestnik generuje 3 pomysły, mając na to 5 minut. Po spisaniu pomysłów na formularzu w danej rundzie, kartka z pomysłami przechodzi do kolejnej osoby. Istnieje więc możliwość rozwijania pomysłów poprzedników.

Pisemna burza mózgów jest szczególnie przydatna, gdy:

  • mamy w grupie osoby dominujące,
  • uczestnicy preferują pracę w spokoju i ciszy,
  • szukanie pomysłów wymaga dłuższego zastanowienia,
  • w trakcie dyskusji możemy spodziewać się napięć i konfliktów.

Moje doświadczenia pokazują, że spora część osób preferuje tę formę pracy. Modelowa zespołowa pisemna burza mózgów powinna być przede wszystkim przeprowadzona w przyjaznej atmosferze, przy pomocy moderatora, który pilnuje zasad.

Trzy najważniejsze zasady burzy mózgów to:

  • odroczona ocena pomysłów,
  • ilość rodzi jakość,
  • zasada współdziałania (konstruktywne rozwijanie już zgłoszonych pomysłów).
Burze są świetne, ale jak zarazić kreatywnością swoich pracowników? Czy można w ogóle kogoś tym „zainfekować”? Jak menedżer może pobudzić zespół?

Oczywiście, że można. Przede wszystkim trzeba wdrażać efekty kreatywności zespołu. Nie sugeruję oczywiście, żeby wdrażać wszystkie pojawiające się w firmie pomysły, skoro jednak zapraszamy ludzi do wymyślania rozwiązań, to w kolejnej fazie trzeba się nad tymi rozwiązaniami pochylić.

Zapraszając sceptyków wymyślania rozwiązań, często posługuję się opisanym już w literaturze przykładem. Otóż w firmie A. Bliklego rozwiązywano problem: „Jak chronić pączki przed przestudzeniem podczas transportu w zimie?”. Jeden z pomysłów brzmiał: „Nakładać pączkom wełniane czapeczki”.

Wybrano to rozwiązanie, po modyfikacji, tzn. z folii izotermicznej – groszkowanej – stworzono pokrowce nakładane na wózki z pojemnikami. Tak więc w dużej mierze to od pracodawcy zależy, czy ludzie będą chcieli generować pomysły, czy nie. Ludzie nie chcą się angażować w pracę, której efekty lądują w koszu.

Druga bardzo prosta metoda pobudzania pracowników do kreatywności to pytanie ich o rekomendacje rozwiązań codziennych problemów, które pojawiają się w firmie. Jak pracownik przychodzi do szefa z pytaniem, jak to zrobić, to zamiast podawać mu gotowe rozwiązanie na tacy, warto zapytać: „A jakie opcje działania widzisz? Co rekomendujesz w tej sytuacji?”.

Czasami trzeba na te pomysły od pracownika poczekać. To bardzo prosta metoda, jednak często bywa niewykorzystywana przez przedsiębiorców z powodu przekonań:

  • „przecież ja wiem najlepiej”,
  • „pracownik się zestresuje”,
  • „jest tylko jedno rozwiązanie”,
  • i „jak ja powiem, to będzie szybciej”.

I wreszcie: istnieje szereg metod szkoleniowych i coachingowych, które można w takiej sytuacji zastosować. Wymienię przykładowo: metodę Walta Disneya, pracę z obrazem (np. inspirujące zdjęcia) czy też zadanie sobie pytań o pomysły z innej perspektywy, np. klienta („czego bym oczekiwał jako klient?”) czy też nieograniczonych zasobów („co bym zrobił, gdybym mógł wszystko?”).

To pozwala docierać do nowych rozwiązań.

Wśród Twoich mocnych stron dominuje silne zorientowanie na cel. Czy można się tego nauczyć? A jeśli tak, to od czego zacząć?

U mnie ta cecha występowała od dziecka, co jednak nie oznacza, że realizuję 100% moich pomysłów. Zacząć trzeba od przyjrzenia się swoim celom:

  • Z jakich przyczyn chcę je realizować?
  • Na ile moje cele są spójne z moimi wartościami?
  • Na ile te cele są rzeczywiście moje, a nie kogoś innego?
  • Jak bardzo chcę je zrealizować w tym momencie życia?
  • Po czym konkretnie poznam, że są zrealizowane?
  • Jak realizacja tych celów przełoży się na moją przyszłość?
  • Co realizacja tych celów oznacza dla mojej codzienności?

Warto zadać sobie samemu te i inne pytania, żeby uniknąć późniejszej frustracji wynikającej z braku osiągnięcia celu, który tak naprawdę nie miał szansy realizacji, gdyż na przykład od samego początku nie mieliśmy motywacji wewnętrznej do określonego działania.

Często przyczyną braku realizacji celów jest ich nadmiar. Jeśli od 1 stycznia w ramach postanowień noworocznych postawiłabym sobie kilka celów, z których każdy wymagałby ode mnie kilku godzin aktywności tygodniowo, wiem już dziś, że w mojej aktualnej sytuacji życiowej byłoby to myślenie wyłącznie życzeniowe. Realizacja określonego celu często wiąże się z dużymi nakładami czasowymi i często z koniecznością rezygnacji z czegoś innego. Często jednak tego nie dostrzegamy.

Jeśli mam już sprecyzowany cel, który na pewno jest mój, i podejmuję decyzję, że będę go w tym momencie życia realizować, to:

  • definiuję ten cel taki sposób, aby był SMART-ny,
  • rozpisuję go na konkretne działania,
  • szukam ludzi, którzy mogą mnie wspierać w realizacji,
  • działam
  • i regularnie monitoruję postępy.

Kiedy mi nie wychodzi, nie porzucam celu, tylko zastanawiam się, co mogę zrobić inaczej, jak uniknąć takich sytuacji w przyszłości. To taka indywidualna burza mózgów, choć chętnie korzystam także z doświadczeń innych osób.

Posiadasz certyfikat Polskiego Towarzystwa Coachingu Kryzysowego. Czym różni się coaching kryzysowy od „zwykłego”?

Coaching klasyczny został stworzony dla pracy z osobami, które mają dostęp do swoich zasobów, a coaching kryzysowy to metoda pracy z osobami w lekkim i średnim kryzysie, które tego dostępu nie mają.

Mogłabyś to sprecyzować?

Chodzi na przykład o takie zasoby jak:

  • energia,
  • zdolność podejmowania decyzji,
  • wiara w siebie,
  • umiejętność radzenia sobie ze stresem,
  • umiejętność planowania,
  • umiejętność korzystania ze wsparcia innych ludzi.

Ta metoda pracy w pierwszej fazie zapewnia wsparcie klienta w poradzeniu sobie z kryzysem, i tutaj stosuje się narzędzia interwencji kryzysowej.

W drugiej fazie chodzi o to, aby klient, poprzez pracę z coachem, wykorzystał kryzys do własnego rozwoju i wzmocnienia swojej wewnętrznej siły. Tak więc w swoim przebiegu coaching kryzysowy od klasycznego różni się właśnie występowaniem pierwszej fazy pracy.

Kryzysy mogą mieć różne przyczyny. Jestem przygotowana do pracy z osobami, które doświadczyły wypalenia zawodowego lub przewlekłego stresu, co w ich przypadku doprowadziło do sytuacji kryzysowej.

Czy nie jest tak, że życie jest jednym wielkim pasmem różnej wielkości kryzysów, a normalność jest rzadkością, anomalią? W końcu przez cały dzień musimy zmagać się z rozwiązywaniem różnej wagi problemów.

W życiu mamy codzienne wyzwania, mniejsze i większe. Nie nazwałabym ich kryzysami, choć potocznie je tak nazywamy, mówiąc na przykład: „Mam kryzys, muszę napić się kawy”.

Rozwiązywanie mniejszych i większych problemów to część naszej codzienności. I to jest część, którą wiele osób bardzo lubi, gdyż wyzwanie dodaje im energii, pobudza do działania.

Kryzys w psychologii definiuje się jako „odczuwanie lub doświadczanie wydarzenia bądź sytuacji jako trudności nie do zniesienia, wyczerpującej zasoby wytrzymałości i naruszającej mechanizmy radzenia sobie z trudnościami”*.

Bardzo dobre określenie: „wyczerpujące zasoby wytrzymałości”…

Dlatego właśnie w takich sytuacjach potrzebna jest praca z osobą przygotowaną do zapewnienia odpowiedniego wsparcia.

Porozmawiajmy na koniec o czymś przyjemniejszym. Prywatnie jesteś mamą bliźniaczek. Z tego, co wiem, z zapałem pokazujesz swoim dziewczynkom piękno otaczającego świata. Co trzeba w sobie poustawiać, żeby takie piękno najpierw samemu zauważać?

Ukształtowały mnie doświadczenia. W dużej mierze te edukacyjne: studia psychologiczne, szkoły trenerskie i coachingu, jednak jeszcze bardziej życiowe.

Kiedyś byłam bardzo skoncentrowana na przyszłości. Pamiętam, jak spacerowałam z siostrą po zachodniopomorskim lesie i głośno snułam różne plany. Teraz codziennie pracuję nad tym, żeby przyszłość – zarówno moich klientów, rodziny, przyjaciół, jak i oczywiście moja – była jak najbardziej świetlana, jednocześnie jednak mocno koncentruję się na tym, co jest dzisiaj.

Bo przecież żyjemy w teraźniejszości, tu i teraz. Tych chwil nie będzie nam dane przeżyć ponownie. Dlatego warto dostrzegać piękno świata, stwarzać sobie szansę przeżywania radości, czerpać ze wspólnych chwil, celebrować te małe i większe sukcesy. Właśnie takie małe „stop klatki”, podczas których uświadamiamy sobie piękno otaczającego świata i ludzi, dokładając ważną cegiełkę do naszego poczucia szczęścia.

I ostatnie pytanie: czy możesz powiedzieć o sobie, że – od strony zawodowej – jesteś prawdziwą szczęściarą?

Tak, jestem. Kocham swoją pracę. Jest dla mnie źródłem codziennej inspiracji i daje mi dokładnie to, czego w tym momencie życia potrzebuję.

*) James i Gilliand, 2006

Rozmawiał: Maciej Wojtas

POBIERZ BEZPŁATNY (0 zł) PORADNIK

„Przebudzenie Przedsiębiorcy”

7 ważnych lekcji dla każdego właściciela (małej) firmy



  • Jak zmienić ciągłe "gaszenie pożarów" w firmie w stabilny wzrost,
  • 3 proste (i skuteczne) narzędzia, które sprawią, że Twoi pracownicy zawsze będą wiedzieli co i jak mają zrobić,
  • 5 kluczowych elementów strategii biznesowej, bez których nie osiągniesz wysokich zysków.

pp_new

Pobierając materiały, wyrażam zgodę na otrzymywanie newslettera i informacji handlowych od Coraz Lepszej Firmy.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Maciej Wojtas

Pomaga rodzicom uczyć dzieci i odkrywać życiowe pasje (zobacz: Wojtas.Academy). Wydaje ebooki edukacyjne dla całej rodziny (zobacz: MaciejWojtas.pl). Chcesz czytać więcej jego tekstów? Zapisz się na ten newsletter.