„Oczywiście, że znowu nie odbierałeś telefonu. A ja jechałam z Piotrusiem do szpitala!
Przecież nigdy Cię nie ma, kiedy jesteś potrzebny!
Dzieciaki już nawet się nie łudzą, że kiedyś jeszcze zagrasz z nimi w tę obiecaną planszówkę!
Traktujesz ten dom jak hotel…
…MAM DOSYĆ!!!”.
Marek nie mógł spać. Jedyny dźwięk, jaki słyszał, to delikatne tykanie zegara. I to tego z kuchni! Jeszcze niedawno nie przypuszczał, że taka zupełna cisza może stać się powodem bezsenności.
Czasem nawet o niej marzył. O tym, żeby nikt od niego niczego nie chciał, nikt o nic nie pytał. Przynajmniej w domu!
Przy trójce dzieci już od dawna za nią tęsknił.
A teraz? Powodowała tylko, że słowa żony wybrzmiewały w jego głowie jeszcze mocniej. I bardziej bolały.
Zaczynał rozumieć jedno. Marta naprawdę miała dosyć. Po kolejnej awanturze postanowiła zrobić to, co obiecywała od dawna – wyprowadziła się do rodziców. Razem z dziećmi.
A przecież on robił to wszystko dla nich!
Może faktycznie był ostatnio trochę nieobecny, ale to dla nich zrywał się skoro świt i pędził do firmy. Dla nich siedział po nocach w papierach. I wreszcie – dla nich, gdy kolejny pracownik po prostu nie przyszedł rano do pracy, przerzucał cegły na budowie (wiedząc, że zawalony termin oznaczał kolejne kary i jeszcze większe problemy z pieniędzmi).
I co z tego ma?
Firmę, która ledwie zipie, i rodzinę, która ma go dosyć.
Nie mógł uwierzyć, że jego wielkie marzenie – własna firma – które miało dać mu w końcu spokój, godne pieniądze i… więcej czasu dla rodziny, mogło stać się przyczyną jej rozpadu.
Jak mógł nie zauważyć wcześniejszych sygnałów?
No a poza tym…
…jak to możliwe, że inni przedsiębiorcy prowadzą świetnie prosperujące biznesy, mają szczęśliwe rodziny, duże grono przyjaciół, a do tego znajdują nawet czas na swoje pasje, podczas gdy on nie potrafi pogodzić życia rodzinnego z prowadzeniem swojej małej firemki?
Inni mieli więcej szczęścia? Lepszy start? A może bardziej wyrozumiałe żony?
Ta gonitwa myśli sprawiła, że tej nocy już nie zasnął.
Drogi Przedsiębiorco, mam nadzieję, że daleko Ci jeszcze do sytuacji, w której znalazł się Marek. Fakty są jednak takie, że większość osób prowadzących własne firmy poświęca im cały swój czas, a często i pieniądze, wierząc, że kiedyś jeszcze to sobie odbije.
Tylko wiesz co?… Najczęściej to „kiedyś” nigdy nie przychodzi.
Dlaczego?
Częstym powodem jest to, że z jednej strony patrzą z zazdrością na gigantów w swojej branży, a z drugiej gorączkowo myślą:
„Nie mógłbym prowadzić większej firmy, skoro przy małej mam tyle pracy!” (błąd #1)
Marek często to powtarzał. Szczególnie teraz, gdy w firmie wszystko się waliło, nie wiedział, w co ma włożyć ręce, a pracownicy… tylko w kółko zawracali mu głowę! Budowanie większej firmy i zatrudnianie kolejnych osób było ostatnią rzeczą, o której chciał myśleć.
I trudno się dziwić.
Z własnej woli miałby wziąć na głowę jeszcze więcej niesamodzielnych pracowników (za których i tak musiałby pracować), wysłuchiwać narzekań jeszcze większej liczby klientów, a do tego ryzykować jeszcze większymi pieniędzmi?
Absurd!
Tylko nie pamiętał o jednym: duże firmy, które zatrudniają setki pracowników, są często mniej absorbujące dla swoich szefów niż jego mała firemka.
Ich właściciele nie pracują wcale więcej, ale inaczej.
Nie zaprzątają sobie głowy pracą operacyjną, nie są pierwszym kontaktem dla wszystkich swoich pracowników (również takich, którzy przychodzili do Marka, bo papier toaletowy się skończył…), no i – co najważniejsze – nie robią wszystkiego sami.
Brzmi lepiej?
Ale aby dojść do tego etapu, każdy przedsiębiorca potrzebuje… ludzi. I to takich, na których może polegać.
A Marek boleśnie przekonał się o tym, że…
…„nie ma już ludzi godnych zaufania. A już na pewno nie w mojej branży!” (błąd #2)
Gdy okazywało się, że kolejni pracownicy wymagają coraz więcej jego zaangażowania, Marek upewniał się w jednym: Jeśli sam czegoś nie zrobi, to nie będzie to zrobione dobrze!
Niezależnie od tego, ile razy powtarzał, jakie zadania trzeba wykonać i w jaki sposób to zrobić, ZAWSZE okazywało się, że coś jednak szło nie tak.
Prosił: „Policzcie WSZYSTKIE worki z piaskiem” – a pracownicy pomijali te na magazynie. Dowiedział się o tym dopiero, gdy złożył kolejne, niepotrzebne zamówienie.
Ostrzegał: „Nie zapomnijcie wziąć kasków na budowę” – ale kto by się tym przejmował. Zawsze to godzina pracy mniej, bo trzeba było jeszcze po nie wrócić…
Podobnych sytuacji miał w firmie na pęczki, a wszelkie próby rozmów kończyły się porażką. Marek myślał ciągle nad jedną rzeczą: „Dlaczego w innych firmach to jakoś działa?”.
Czyżby miał pecha do pracowników? Może gdzie indziej po prostu płacą ludziom więcej, albo… bardziej ich kontrolują?
Te wątpliwości często do niego wracały – szczególnie, gdy długie samotne wieczory spędzał w swoim biurze, nadrabiając pracę zaplanowaną dla chłopaka, który miał mu pomóc z rekrutacją, ale tuż po zatrudnieniu… poszedł na l4. I nic nie wskazywało na to, żeby miał z niego wrócić.
No trudno, Marek przyzwyczaił się już do tego, że…
…zawsze kończy pracę później, niż zaplanował (błąd #3)
Zaczęło się niewinnie: „Jeszcze tylko godzinka”, „Tylko jedna sobota”, „Dokończę tylko jedną rzecz”…
Początki firmy są trudne, to oczywiste. A Marek zawsze lubił pracować. Lubił też, jak dużo się działo. Nie widział więc problemu, że czasem zostawał w firmie chwilę dłużej.
Tylko widzisz, z tej chwili robiły się całe wieczory, potem weekendy… Nigdy nie był dobry moment na to, żeby chwilę odpocząć, a przez to z kolei chodził wiecznie niewyspany, przemęczony i… poirytowany!
Mało tego. Przez swoje zmęczenie popełniał błędy, których normalnie by nie robił. Zapominał o ważnych terminach. Jednego dnia mówił jedno, drugiego coś zupełnie innego.
A do tego nigdy nie było go w domu. Żona coraz częściej miała o to pretensje, jednak on je ignorował. Przecież powinna zrozumieć! Ma wystarczająco dużo stresów, po co jeszcze mu dokłada?
„Sam sobie to jedz” – burknął kiedyś starszy syn, kiedy przywiózł dzieciom świeżutkie, pachnące pączki w ramach przeprosin za odwołanie obiecanego wyjazdu na weekend.
„No bezczelny gówniarz!” – pomyślał Marek, ale też zabrakło mu energii, żeby zwrócić synowi uwagę. Albo spróbować zrozumieć, dlaczego jest taki naburmuszony.
Po kilku miesiącach sprawy miały się tylko gorzej, a finał tej historii przeczytałeś na początku artykułu.
Czy można było temu zapobiec? Czy każdy przedsiębiorca jest skazany na poświęcenie swojego szczęścia dla dobra firmy?
Widzisz, nasz Coraz Lepszy Szef też kiedyś pracował od świtu do nocy. Też myślał, że tylko w taki sposób odniesie sukces. Ale to nic! Pomimo tytanicznej pracy, prawie zbankrutował. I to 3 razy!
Jak to się stało, że teraz buduje biznes, który rośnie dwukrotnie rok do roku? Jak wcześniej stworzył firmę, która wymagała jego obecności tylko godzinę w tygodniu, jednocześnie świetnie zarabiając?
O tym wszystkim opowiada w szkoleniu Przebudzenie Przedsiębiorcy, które teraz dostępne jest zupełnie za darmo. (0 zł) Wystarczy, że wypełnisz formularz poniżej, a wyląduje w Twojej skrzynce mailowej.
Zastanawiasz się, czy jest to coś dla Ciebie?
Jeśli doczytałeś ten artykuł do końca, to zakładam, że chciałbyś prowadzić firmę, która nie obedrze Cię z całego wolnego czasu. Pewnie nie chcesz przegapić kolejnych ważnych momentów w życiu swoich dzieci. Masz dosyć marudzenia żony, że znowu spóźniłeś się na kolację. A może brakuje Ci spotkań ze znajomymi, którzy kończą pracę o 17?
Bycie przedsiębiorcą nie musi oznaczać rezygnacji z tego wszystkiego. Ba! Może dać Ci wolność, jakiej nie zapewni żaden etat.
Dlatego pobierz szkolenie i spraw, by Twoja firma zaczęła w końcu działać tak, jak sobie wymarzyłeś. Zanim przekonasz się, że jest już za późno, tak jak to było w przypadku Marka…
POBIERZ BEZPŁATNY (0 zł) PORADNIK
„Przebudzenie Przedsiębiorcy”
7 ważnych lekcji dla każdego właściciela (małej) firmy
- Jak zmienić ciągłe "gaszenie pożarów" w firmie w stabilny wzrost,
- 3 proste (i skuteczne) narzędzia, które sprawią, że Twoi pracownicy zawsze będą wiedzieli co i jak mają zrobić,
- 5 kluczowych elementów strategii biznesowej, bez których nie osiągniesz wysokich zysków.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Katarzyna Trzonek-Maciejewska
Absolwentka socjologii na UŁ, która po studiach trafiła na ponad 6 lat do... księgowości korporacyjnej. Czuła, że to nie jest droga dla niej i postanowiła coś zmienić – m.in. ukończyła studia podyplomowe „Nowoczesna komunikacja marketingowa” na Uniwersytecie SWPS.
Teraz zajmuje się tym, co chciała robić od zawsze – pisze. Swoimi tekstami wspiera marketing kilku marek, a w CLF tworzy artykuły i reklamy.
Jej pasją są podróże i języki obce.