Wywiady

„Jako doradca nie teoretyzuję, nie idę na skróty, bo problemy i wyzwania, z jakimi zmagają się przedsiębiorcy, znam z własnego doświadczenia” – wywiad z Piotrkiem Skopowskim

Aleksandra Biszczad
Piotrek Skopowski, Coraz Lepsza Firma

Pracować „w” biznesie czy „nad” biznesem? Dlaczego kultura organizacyjna zjada strategię na śniadanie? I dlaczego wspólne wartości górują nad tabelkami w Excelu, a odpowiednie nastawienie nad bogatym CV? O swojej wizji budowania biznesu, skutecznym wspieraniu przedsiębiorców i o programie Coraz Lepsze Doradztwo opowiada Piotrek Skopowski – konsultant biznesowy Coraz Lepszej Firmy.


W ostatnich latach rynek doradztwa biznesowego rozwinął się dynamicznie i mamy już na nim całkiem niezły tłok. A tymczasem CLF rusza z nowym programem. Co wyróżnia Coraz Lepsze Doradztwo – bo o nim mowa – na tle innych ofert?

Jest szyty na miarę potrzeb przedsiębiorców. To trwająca minimum kilka miesięcy współpraca, która obejmuje analizowanie problemów, sukcesów i porażek, a następnie opracowywanie rozwiązań i ich wdrażanie.

Śmiało można powiedzieć, że jest to coś więcej niż tradycyjne doradztwo biznesowe, w którym ktoś doraźnie podpowiada klientowi. Bardzo często jest tak, że ja jako konsultant i CLF jako cała firma doradcza jesteśmy jedynymi, którzy rzeczywiście rozumieją jego problemy. A więc jest to remedium na stan, który w branży określany jest jako „samotność przedsiębiorcy".

Co kryje się pod tym terminem?

Przedsiębiorcy często mają wokół siebie wiele osób: pracowników, klientów, a także rodzinę i przyjaciół. A jednocześnie są samotni w tym sensie, że nie wszyscy, a wręcz mało kto rozumie presję, jaka na nich ciąży, i problemy, z którymi się zmagają. Powiedziałbym, że tylko ci, którzy są lub byli przedsiębiorcami, potrafią to w pełni zrozumieć. I dlatego doradzamy w sprawach stricte biznesowych, a przy tym jesteśmy także wsparciem emocjonalnym i psychicznym. Nie tylko podpowiadamy i motywujemy do działania, ale także słuchamy i rozumiemy. To jest najlepsze środowisko do wspólnego szukania rozwiązań.

Wcześniej byłeś w Coraz Lepszej Firmie konsultantem w programie Najważniejszy Krok. Polegał on na wspieraniu przedsiębiorców poprzez spotkania mastermindowe w wąskich grupach oraz cotygodniowe telefoniczne konsultacje indywidualne. Czym różni się od tego Coraz Lepsze Doradztwo?

Najważniejszy Krok po pół roku działania ewoluował jako odpowiedź na potrzeby naszych klientów, zmieniając formułę i nazwę na Coraz Lepsze Doradztwo. Ten nowy program jest przede wszystkim bardzo dopasowany do potrzeb danego przedsiębiorcy. Różnica polega na tym, że punkt ciężkości został przesunięty na indywidualne spotkania. Uznaliśmy, że to będzie najbardziej efektywne dla klienta. Systematycznie, raz w tygodniu przez 60 minut, ma on możliwość indywidualnej konsultacji z dedykowanym konsultantem.

Z każdym pracujemy nad jego bieżącymi wyzwaniami. To doradztwo na najwyższym poziomie praktycznym, dostępne wyłącznie dla uczestników Programu Rozwoju Coraz Lepszej Firmy.

No właśnie, cotygodniowe spotkania oznaczają pewną dyscyplinę. Jak to wpływa na klientów?

Bardzo dobrze! Wspieramy, rozmawiamy, ale nie tracimy czasu na intelektualizowanie i teoretyczne rozprawki. Oczekuję zaangażowania od swoich klientów, wprowadzania w życie tego, co ustalamy co tydzień. Cały projekt Coraz Lepsze Doradztwo to program wdrożeniowy, który polega na stopniowym, konsekwentnym wprowadzaniu zmian i sprawdzaniu efektów.

A co robisz w sytuacji, kiedy klient odwleka działanie?

Jeśli wyczuwam, że klient chce tylko rozmawiać, to wprost mu przypominam, że nie taki mamy cel. Wiem, że to może brzmieć nieco brutalnie, ale doradca to osoba, która owszem, czasami poklepie po plecach, ale głównie motywuje do działania. Nie chcę, żeby klient marnował czas i pieniądze. Doradca jest po to, żeby o problemach rozmawiać i na bieżąco je rozwiązywać. Jestem empatyczny, zaangażowany, ale i wymagający.

A teraz strategiczne pytanie, czy Coraz Lepsze Doradztwo to program odpowiedni dla każdego przedsiębiorcy?

Nie, dlatego najpierw prowadzimy konsultacje wstępne, dzięki czemu obie strony mogą sprawdzić, czy chcą ze sobą pracować. Jedna osoba może stwierdzić, że kompletnie nie kupuje naszego sposobu działania, inna po rozmowie może pozbyć się wątpliwości. Ta rozmowa wstępna ma na celu porównanie naszych wartości, postawy, celów tak, aby współpraca przebiegała owocnie, a nie na siłę.

Jakie problemy najczęściej dostrzegasz u swoich klientów? Jest jakiś wspólny mianownik?

Bardzo często obserwuję niewłaściwe schematy, np. brak nawyku pracy nad biznesem, nad procesem, a tylko i wyłącznie w biznesie i w procesie.

Na czym polega ta różnica?

Przedsiębiorcy stają się pracownikami we własnych firmach i biorą na siebie za dużo, zaniedbując zarządzanie. Bywa, że są kierowcą, sprzedawcą, księgowym, marketingowcem i HR-owcem, a nie osobą zarządzającą. Przepracowują się, problemy powracają, frustracja rośnie, pojawia się bardzo niebezpieczne wypalenie zawodowe.

Swoistym game changerem w życiu przedsiębiorcy jest uświadomienie sobie, że musi zacząć pracować nad biznesem, a nie w biznesie.

Jaką rolę odgrywa w doradztwie Twoje własne doświadczenie biznesowe?

To jest bardzo ważne w mojej pracy. Nie teoretyzuję, nie idę na skróty, bo po prostu znam z wielu moich doświadczeń problemy i wyzwania, z jakimi zmaga się przedsiębiorca. Wiem, jak trudno czasami wyjść z impasu i wdrożyć czyjeś wskazówki.

Pochłaniam tonami wiedzę z różnych źródeł, ale konfrontuję ją z moim doświadczeniem, zanim przekażę je z hurraoptymizmem dalej. Uczę się na błędach, poprawiam je, wyciągam wnioski, więc zdecydowana część moich metod to rzeczy, które sprawdziłem we własnych biznesach albo u swoich wcześniejszych klientów.

Poza tym metodologia doradzania klientom oparta jest na wiedzy i rozwiązaniach Coraz Lepszej Firmy – wielokrotnie przetestowanych w boju.

Nie ma przypadków, bo zarówno mnie, jak i ekipie CLF-u po prostu zależy na ludziach. Szanujemy ich czas i pieniądze. Wystrzegam się sytuacji, kiedy to mówię klientowi, że coś jest świetnym rozwiązaniem, a sam tego nie przetestowałem, lub nie przetestowała tego Coraz Lepsza Firma. Obserwowanie tego, jak firmy klientów wzrastają, zmieniają się, daje mi niesamowitą satysfakcję.

No właśnie, jesteś doradcą, konsultantem, ale również przedsiębiorcą. A więc zanim Piotrek Skopowski został doradcą w Coraz Lepszej Firmie to…

Przez ponad 20 lat zdobywał wiedzę o biznesie i o samym sobie. A to była długa i fascynująca droga! Mając zaledwie 18 lat, w 1997 roku, zacząłem pracę w branży finansowej, w biurze maklerskim. Już chwilę po zdaniu matury poczułem potrzebę usamodzielnienia się. Byłem przekonany, że praca związana z giełdą papierów wartościowych, z rynkiem kapitałowym to jest miejsce, gdzie pewnie doczekam emerytury. Zawsze szukałem dużej dynamiki w otoczeniu. Miałem codzienny bezpośredni kontakt z inwestorami, czyli osobami z kapitałem. Często byli to przedsiębiorcy lub osoby zarządzające organizacjami.

Wcześnie wkroczyłeś w świat biznesu. Nie onieśmielało Cię to?

Raczej chłonąłem absolutnie wszystko jak gąbka, i bardzo dużo się uczyłem. Będąc jeszcze nastolatkiem, codziennie mogłem rozmawiać z ludźmi, którzy zmagali się z wyzwaniami biznesowymi i powoli nasiąkałem ich życiem. Nasze rozmowy dotyczyły aktualnej kondycji spółek notowanych na polskiej giełdzie oraz szeroko rozumianych trendów zarówno na rodzimym rynku, jak i w ujęciu globalnym. Dużo też dowiadywałem się o ich życiu zawodowym, o tym, jak sami zarządzają biznesami.

Teraz wiem, że już w tak młodym wieku odkryłem to, co tak naprawdę sprawia mi największą zawodową frajdę.

A jest to…

Otaczanie się ludźmi przedsiębiorczymi, proaktywnymi, takimi, którzy budują swoje firmy z wizją, radzą sobie raz lepiej, a raz gorzej, ale uczą się tego nieustannie. Głównym motorem do dalszego rozwoju była dla mnie nie tyle praca w biurze maklerskim, ile właśnie rozmowy z inwestorami. Co prawda zdałem kurs na maklera papierów wartościowych, ale po trzech latach w biurze maklerskim po prostu czułem, że muszę pójść w innym kierunku.

A kiedy i jak stałeś się przedsiębiorcą?

W 2000 roku postawiłem swój pierwszy krok w tym kierunku i wraz z jednym z moich klientów, doświadczonych inwestorów giełdowych, otworzyliśmy Internetowy Serwis Giełdowy. Miejsce, w którym publikowaliśmy analizy, informacje i dane mogące służyć innym inwestującym jako wsparcie przy podejmowaniu decyzji. To były czasy pompowania bańki e-commerce i myślałem, że szybko podłączymy się pod aktualny trend.

Po kilku miesiącach zdałem sobie jednak sprawę, że pomysł może i był fajny, ale na wymierne zyski przyjdzie długo czekać. Pierwszy krok i pierwsza porażka.

Nie podłamało Cię to?

Nie, bo z porażek można najwięcej się nauczyć. Wyciągnąłem wnioski i zmieniłem branżę na farmaceutyczną. Jedna z niewielu rzeczy, na których wtedy już się znałem, to przepływy kapitałowe, więc taki właśnie był zakres moich obowiązków. Spędziłem tam pięć lat, w ciągu których nauczyłem się, jak w praktyce wygląda procesowe zarządzanie w dużych organizacjach. Moją karierę w spółce kończyłem jako Samoistny Prokurent Zarządu. Byłem odpowiedzialny za bezpieczeństwo ryzyka kredytowego.

To raczej dość specjalistyczna działka. Czy przydaje się jakoś w doradzaniu?

Owszem, bo poznałem wtedy mechanizmy, które szybko pchają firmy w kierunku bankructwa. Wiem, jakie są sygnały ostrzegawcze.

W międzyczasie dała o sobie znać Twoja potrzeba kolejnych wyzwań i bodźców.

To jest dominująca cecha mojego charakteru: lubię wyzwania, rozwój, nowe przedsięwzięcia; podchodzę do nich z dużym entuzjazmem. A te kilka lat doświadczenia pokazało mi również, że chciałbym robić coś na własną rękę. Stopniowo zacząłem współpracować z lokalną firmą szkoleniową jako trener realizujący projekty szkoleniowe w obszarach zarządzania należnościami.

Rok później, w 2003 roku, po raz pierwszy zarejestrowałem się jako przedsiębiorca i rozpocząłem działalność doradczo-szkoleniową na własny rachunek. Zacząłem więc robić to, czym zajmuję się dzisiaj.

To ponad 20 lat doświadczenia. Brzmi imponująco!

Przez ten czas miałem wiele wspaniałych wyzwań. Z każdym rokiem poszerzałem też zakres wsparcia przedsiębiorców. Z perspektywy czasu widzę, że wszystko poukładało się naprawdę logicznie i każde z tych moich doświadczeń pokazywało, w jakim kierunku chcę iść.

A co było w tym wszystkim najbardziej pouczające?

Byłem zapraszany do zespołów zarządzających jako interim manager, współtworzyłem i usprawniałem procesy biznesowe z początku przede wszystkim w branży finansowej. Okazało się, że doświadczenie to jest skalowalne do każdej innej, czasami bardzo dalekiej branży. Pozwoliło mi to wspierać klientów we wszystkich realizowanych przez nich procesach biznesowych.

Pracowałem nie tylko w Polsce, ale również w Czechach i w Ukrainie. Każda branża, każdy projekt i każdy klient dawali mi kolejną dawkę wiedzy i doświadczenia, a to aktualizowało moje kompetencje. Jestem bardzo wdzięczny, że tak to się toczy już od tak długiego czasu.

A co się zmieniło przez te 20 lat w Twojej pracy?

Wiele, choć sens i misja są te same. Wyciągam wnioski, moje metody pracy ewoluują wraz z rynkiem i potrzebami klientów. Kiedyś na porządku dziennym były przede wszystkim szkolenia. Przyjedź, opowiedz, pokaż, zostaw materiały i wyjedź, a my zajmiemy się resztą. Bardzo szybko zauważyłem, że często na tym się kończyło. Nikt nie dbał o przełożenie wiedzy ze szkolenia na praktykę biznesową. Nie potrafiłem zrozumieć takiego podejścia, choć byłem nadal beneficjentem tego procesu.

Ale postanowiłeś to zmienić?

Coraz częściej proponowałem klientom follow-up szkolenia. Teraz już dużo rzadziej wchodzę na sale szkoleniowe. Mniej trenuję, za to z dużą satysfakcją zajmuję się doradztwem, konsultacjami, czyli mówiąc wprost – siadam z moimi klientami i wspólnie zastanawiamy się, jaką drogą powinni iść, z jakich narzędzi mogą skorzystać, jakie będą w ich przypadku najlepsze metody, aby przesuwali swój biznes w pożądanym przez nich kierunku. Większość moich klientów to przedsiębiorcy, z którymi współpracuję regularnie już od wielu miesięcy.

Jednak nie porzuciłeś całkowicie uczenia.

Racja, mam za sobą kilka lat współpracy z Wyższymi Szkołami Bankowymi oraz Uniwersytetem SWPS, a w zeszłym roku miałem przyjemność pracy ze studentami na kierunku Zarządzanie Kreatywne w Collegium da Vinci w Poznaniu. To taka praca u podstaw.

Mawiasz, że rozwój organizacji opiera się na wizji, ludziach i procesach. I podkreślasz, że koniecznie w tej kolejności. Dlaczego?

Muszę najpierw zrozumieć wizję swojego klienta, ale po tych wszystkich latach pracy wiem, że bardzo dużo zależy też od ludzi, z którymi chcemy budować nasz biznes. Element ten nadal często jest niedoceniany. Z częścią klientów od wielu miesięcy pracujemy już nad świadomym zarządzaniem kulturą organizacyjną w ich biznesach. Choć początkowo byli przekonani, że problem tkwił w strategii.

„Kultura zjada strategię na śniadanie” – powiedział kiedyś Peter Drucker. Zatem według jednego z największych autorytetów związanych z praktyką zarządzania kultura organizacyjna jest punktem wyjścia do całej reszty. Często zdarza mi się sytuacja, kiedy lekceważenie tego faktu doprowadza do braku możliwości zbudowania biznesu, o jakim moi klienci marzyli.

Trudno przekonać przedsiębiorcę do takiego podejścia?

Przypomina mi się klient, który przeceniając kompetencje „specjalistyczne” lidera jednego ze swoich procesów, akceptował jego niedostosowanie się do panującej kultury organizacyjnej.

Lider ten był wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, ale wyznawał odmienne wartości i nie był w stanie zbudować wspierającej relacji z ludźmi, którymi poniekąd zarządzał. Mój klient naginał na różne sposoby zasady panujące w firmie, budując przestrzeń, w której ten człowiek mógłby się odnaleźć i zaczął przynosić oczekiwaną wartość. Ale nie przyniósł. Trwało to miesiącami i spowodowało wymierne, idące w setki tysięcy złotych straty.

Przecenianie kompetencji specjalistycznych i niedocenianie kwestii postawy i spójności z kulturą było, jest i nadal będzie przyczyną wielu porażek biznesowych.

Co więc zrobić, żeby tego uniknąć?

Człowiek, który ma zająć miejsce w naszej firmie, powinien zostać zaproszony do niej nie tylko przez pryzmat kompetencji dostosowanych do roli, ale przede wszystkim przez pryzmat wartości wynikających właśnie z naszej kultury organizacyjnej. Po prostu powinien się w niej odnaleźć i utożsamiać się z nią.

Ale czy musi? Można powiedzieć, że to przecież tylko praca. Trzeba zrobić, co jest do zrobienia, a różnice zdań to rzecz ludzka. Czy pracownik zawsze powinien wyznawać te same wartości?

Sprawa jest dużo bardziej złożona. Owszem, kiedyś normalnym było spędzenie 30 lat w jednym miejscu, nawet jeśli się go nie lubiło. Liczyła się stabilność, a kwestie spełnienia, radości z pracy pozostawały na dalszym planie.

Na szczęście świat się zmienia. Skoro chcemy szczęśliwych, zdrowych relacji w życiu, to dlaczego nie ma być podobnie w pracy? Spędzamy w niej tak dużo czasu, że warto znaleźć miejsce, w które wierzymy, z ludźmi, których lubimy. A różnice zdań są jak najbardziej normalne, lecz nie powinny zakłócać ogólnego funkcjonowania firmy.

Jeśli ktoś na początku nie pasuje do naszej organizacji, ale jednocześnie chce się rozwijać, to może być jednak cennym nabytkiem?

I to bardzo! Jeśli ktoś reaguje na feedback i chce pracować nad skorygowaniem swojej postawy to świetnie. Taka osoba wykazuje się otwartą głową, dzięki temu będzie efektywnym pracownikiem i zadowolonym człowiekiem. Jeśli napotykamy na ścianę: „nie, bo nie”, to najlepsze skille w CV nie są w stanie tego nadrobić.

Czy chcesz powiedzieć, że wiedza nie jest już tak ważna? Jesteśmy przywiązani do mocy CV. Polegamy na nim, opieramy na nim swoją zawodową wartość. Tym sposobem można siebie i nie docenić, i przecenić.

To może zabrzmieć paradoksalnie, ale wiedza sama w sobie nie stanowi już wymiernej wartości. Przecież ona jest dostępna wszędzie, często za darmo, w dużych ilościach w internecie. Każdemu nowemu pracownikowi możemy dać zestaw linków do wiedzy, którą ma przyswoić. To wbrew pozorom nie jest wielkim wyzwaniem, jeśli w tym wszystkim jest jedna naprawdę ważna rzecz – właściwa postawa. Pracownika da się wyszkolić, ale nie mamy do końca wpływu na jego nastawienie. Trzeba o tym pamiętać, bo inaczej firma może źle funkcjonować.

Przedsiębiorcy, którym doradzasz, nie opierają się przed takim podejściem do procesu szukania pracowników?

Na szczęście coraz rzadziej. Wielu z nich po prostu już przekonało się, że bez dobrego zarządzania i doboru ludzi biznes stoi w miejscu.

Jedna z moich klientek powiedziała, że zakładając firmę, kompletnie nie pomyślała, że oprócz zarządzania biznesem trzeba też zarządzać pewnym tyglem charakterów. Powiedziałem jej wtedy, że odpowiednio zorganizowany proces rekrutacyjny zmniejsza późniejszą liczbę wyzwań w tym obszarze. Już na starcie nie pozwalamy, żeby do firmy trafiły osoby, które do niej nie pasują. Dopasowanie do kultury organizacyjnej jest bardzo ważne, ale istnieją też inne elementy dopasowania, które trzeba wziąć pod uwagę, prowadząc skuteczną rekrutację.

A co w sytuacji, gdy klient przychodzi do Ciebie z jednym celem: „Dzień dobry, chcę podwoić zyski w mojej firmie” i tylko o tym chce rozmawiać?

Tłumaczę mu, że droga do tego nie wiedzie przez tabelki w Excelu. Metaforycznie sprawę ujmując, przedsiębiorca ma autobus i musi ten autobus zapełnić odpowiednimi pracownikami, którzy chętnie pojadą z nim do celu, ponieważ wyznają te same wartości. A autobus powinien być sprawny i mieć dobrego kierowcę. Autor tej metafory, Jim Collins, powtarza też, że mniej ważny jest cel podróży niż ludzie, którzy weszli na pokład naszego autobusu.

Wielu moich klientów już się mocno pod tym podpisuje. Jak już zamkniemy ten etap, przechodzimy dalej do odpowiedniego systemu zarządzania procesowego. Później jesteśmy w stanie zadbać o płynność, zyski, skalowanie oraz działać długofalowo.

Zdradzisz tajemnicę, w jaki sposób szukać odpowiednich pracowników?

Uczę swoich klientów podejścia procesowego do rekrutacji. Używania odpowiednich narzędzi. Wykreowania procesu, w którym będziemy mogli nie tylko napisać świetne ogłoszenie o pracę, nie tylko sprawdzić CV i umiejętność spowiadania się z jego zawartości, ale również określić postawę, cechy czy preferowane zachowania w zgodności z rolą, do której rekrutujemy oraz z naszą kulturą organizacyjną.

Rekrutacja powinna mieć tak dużo dobrych i miarodajnych etapów, aż będziemy w stanie podjąć decyzję pozbawioną wahania. Jest takie powiedzenie: „Zatrudniaj powoli, zwalniaj szybko”. I to zazwyczaj działa. Często też mówię, że jeśli masz jakąkolwiek wątpliwość, to nie zatrudniaj.

Kultura organizacyjna i wspólne wartości połączyły Cię z CLF-em. Jak trafiłeś na ten pokład?

Jestem pasjonatem wdrażania zmian i od lat zaczytuję się w publikacjach na ten temat. Jakiś czas temu w jednej z książek wpadłem na mały, ale jakże znaczący fragment: „czytając bloga Coraz Lepszej Firmy…”. Zaciekawiła mnie ta wzmianka, nie znałem wcześniej CLF-u i wówczas nic mi to nie mówiło. Poszukałem w sieci, przewertowałem stronę internetową, ciekawość rosła, byłem zaskoczony ich sposobem działania i szybko poczułem, że ta organizacja ze mną rezonuje.

Ta współpraca to spora zmiana, bo przez lata pracowałeś z bardzo dużymi firmami, a CLF pomaga przede wszystkim małym i średnim przedsiębiorcom.

W zeszłym roku moja spółka skończyła roczny projekt poprawy efektywności procesów sprzedaży realizowany dla Orange’u, a rok wcześniej dla Alior Banku. Niewiele później trafiłem do CLF-u. Czuję, że to był jeden z ważniejszych momentów mojego życia. Los chciał, że właśnie wtedy Coraz Lepsza Firma poszukiwała konsultantów do projektu doradczego Najważniejszy Krok.

Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, co CLF zbudował. Wyznajemy podobne wartości, dlatego szybko odnalazłem się w tej roli. To rzeczywiście spora zmiana, ale ja bardzo lubię pracować z mniejszymi firmami, ponieważ w ich przypadku proces decyzyjny jest znacznie krótszy. Jesteśmy więc w stanie w miarę szybko wprowadzać zmiany i uzyskiwać satysfakcjonujące efekty. Jestem nieco bliżej człowieka i daję z siebie to, co najlepsze. To wielka satysfakcja, choć również i wysiłek.

Dlatego też w ramach naładowania akumulatorów przy tak intensywnym trybie pracy systematycznie wybywasz na samotne eskapady?

Bardzo lubię ludzi, ale lubię też od nich czasami uciec. Pracuję z dużą liczbą przedsiębiorców; każdy z nich to inna branża i często inne problemy. To moja pasja, ale jednak nieco wyczerpująca, dlatego, żeby być efektywnym, muszę czasami odciąć się od wszelkich bodźców, uspokoić głowę, zatrzymać się. A majestatyczne norweskie fiordy to idealne warunki ku temu. Przyroda wręcz zmusza do bycia tu i teraz. W Norwegii zakochałem się wiele lat temu, włóczenie się z namiotem, karimatą i termosem jest moim sposobem na zachowanie balansu.

A poza tym to ogólnie lubię slow life. Pochodzę z Bydgoszczy, ale wybudowałem dom na wsi pod miastem. Mam tu swoje zdalne centrum zarządzania światem, a po pracy idę do ogrodu albo na rower do lasu. Cenię sobie spokój.

Jakie jest Twoje aktualnie największe marzenie osobiste i zawodowe?

To jednocześnie trudne i łatwe pytanie, bo tak naprawdę mam wszystko, co chciałem mieć. Jestem w miejscu, w którym chciałem być i nie potrzebuję więcej.

Dostaję różne propozycje biznesowe, ale za bardzo cenię sobie wolność, żeby brać na barki coś jeszcze. Nie mówię tego z perspektywy osoby, która posiada nadmiar pieniędzy, tylko która po prostu ma tyle, ile potrzeba na przyzwoite utrzymanie rodziny i spokojne życie. Pogoń za pieniędzmi może być naprawdę dużą pułapką, która wydrenuje człowieka psychicznie.

Zajmujesz się doradzaniem przedsiębiorcom w efektywnym prowadzeniu biznesu, choć sam nie jesteś mocno sfokusowany na zarabianiu. Czy to nie jest paradoks?

Niektórzy myślą, że to pewnego rodzaju sztuczne opakowanie z mojej strony, taki tam PR, bo to fajnie brzmi, choć niewiarygodnie. Ja już mam za sobą czas, kiedy to w domu byłem gościem, bo przez większość roku mieszkałem w hotelach. Kiedyś byłem też gadżeciarzem, dziś powoli staję się minimalistą. Potrzebuję do życia coraz mniej dóbr materialnych. Dom, rodzina, książka to największa wartość i radość.

Wolę zrezygnować nawet z najbardziej intratnych propozycji, jeśli czuję, że będę się męczył i frustrował. Mam ogromną potrzebę autonomii, a dystans wobec kwestii zarabiania pieniędzy mi na to pozwala.

To naprawdę piękna odpowiedź od ewidentnie spełnionego człowieka.

Ludzie mają różne cele i marzenia, jednak myślę, że pewien dystans wobec zarabiania i ogólnie pracy jest uniwersalnie zdrowy, bo może spowodować, że będziemy ją jeszcze bardziej doceniać. Nie wpadniemy w kołowrotek, nie obciążymy zdrowia i nie przeoczymy ważnych spraw w życiu: rodziny, przyjaźni i piękna tego świata.

Rozmawiała: Aleksandra Biszczad

POBIERZ BEZPŁATNY (0 zł) PORADNIK

„Przebudzenie Przedsiębiorcy”

7 ważnych lekcji dla każdego właściciela (małej) firmy



  • Jak zmienić ciągłe "gaszenie pożarów" w firmie w stabilny wzrost,
  • 3 proste (i skuteczne) narzędzia, które sprawią, że Twoi pracownicy zawsze będą wiedzieli co i jak mają zrobić,
  • 5 kluczowych elementów strategii biznesowej, bez których nie osiągniesz wysokich zysków.

pp_new

Pobierając materiały, wyrażam zgodę na otrzymywanie newslettera i informacji handlowych od Coraz Lepszej Firmy.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Aleksandra Biszczad

Redaktorka pisząca dla kilku portali grupy medialnej Agora, a wcześniej dla lubelskiej prasy lokalnej. Pracowała również w PR instytucji kultury. Od lat zajmuje się marketingiem w mediach społecznościowych, przeważnie na Instagramie. Uwielbia literaturę włoską, szczególnie osadzoną w Neapolu. Hobbystycznie fotograf, fanka kuchni wegańskiej i muzyki lat 80.